Dziennik Podróżny

Dziennik Podróżny

czwartek, 30 października 2014

O tym jak o mały włos nie rzuciłem roweru w kąt

Jakiś czas temu miałem jechać na wycieczkę rowerową ze znajomym. Nie znam go za dobrze, więc starałem się wybadać co i jak z jego kondycją rowerową, żeby się nie okazało, że po 20 km będzie chciał wracać. Jak się szybko okazało, doświadczenie miał skromne, by nie rzec żadne. I wtedy mi się przypomniały moje niedawne początki rowerowe i głupoty, które wtedy popełniałem i które, o mały włos, nie skończyły się porzuceniem rowerka na wieki. Chciałem mu je opowiedzieć ku przestrodze, ale ostatecznie gościu się z wycieczki wycofał, a mnie pozostały w głowie rady, z którymi nie miałem co zrobić. A że każdy lubi się się mądrzyć i swoje mądrości przekazywać dalej, to i mnie te rady uwierały w głowie. Teraz tak sobie pomyślałem, że skoro mam tego czytanego przez milionów bloga, to po mądruje się trochę tutaj. Nie będę jednak pisał, jak konkretnie coś wykonać, bo w necie jest mnóstwo dobrych poradników, a ja nie jestem na tyle kompetentny. Skupię się tylko na wypunktowaniu moich błędów, by ktoś kto to kiedyś przeczyta, mógł ich uniknąć.

Przydługi wstęp - można pominąć jak ktoś nie lubi czytać...
Jak byłem mały, to lubiłem jeździć na rowerze. Miałem ich kilka w swoim życiu. Dziecięcy (uczyłem się jeździć z kijem, a nie z jakimś kółkami z boku dla cieniasów!), potem troszkę większy - młodzieżowy, a na komunie dostałem pierwszego "górala". Był używany i w dość opłakanym stanie, ale za to markowy - KTM. Dość szybko stałem się pośmiewiskiem wszystkich kolegów, jeżdżących na nowiutkich rowerach. Ale czas płynął i ich wspaniałe, lśniące rowerki prosto ze sklepu rozpadały się w oczach, a mój KTM śmigał dalej. A przyznać trzeba, że nie oszczędzałem go wcale - czym bardziej obłocony tym lepiej! Pewnie bym jeździł na nim dalej, ale w końcu z niego wyrosłem i nastała długa przerwa w pedałowaniu.
Minęło kilka lat, których część pomieszkiwałem w Poznaniu. Nie lubię dużych miast, ale wiadomo, młodość musi się wyszaleć w miejscach trochę bardziej światowych niż Miłosław. Najbardziej wkurzającą, a nawet czasami wkurwiającą rzeczą w tym Poznaniu była dla mnie komunikacja miejska - drogo, wolno, czasami śmierdząco. By jakoś ukrócić moje męki komunikacyjne, wykombinowałem sobie, że kupię rower i będę miał mpk w dupie. Sprawiłem sobie używanego, bez biegowego holendra, za 150 zł. I trzeba powiedzieć, że robił robotę! Został nawet przez kolegę ochrzczony "Srebrną strzałą". Jeździ do dzisiaj, ale przyznać muszę, że go nieźle zajeździłem i trochę już biedaczyna niedomaga. 
Mijając korki i "tych chujów w tych jebanych autach", zamarzyłem sobie, żeby wyrwać się z tych śmierdzących asfaltów i wiecznie wkurwionego na wszystkich miasta. Holender średnio się nadawał na leśne wertepy, więc zacząłem się powoli rozglądać za "góralem". Szybko trafiła się, jak mi się wydawało, okazja - brat kolegi sprzedawał za 500 zł mało jeżdżony czerwony rower. Nazwa mi za wiele nie mówiła, tylko tyle, że to polska produkcja, a nie chińskie gówno. Ważne że był ładny, no i miał napis "mtb". Szybko okazało się. że kolor, wygląd i przerzutki Shimano to nie wszystko...

Lecimy z przemądrzałymi radami, czyli mądry Mateuszek po szkodzie. 
Głupota 1: 
Kupując ten rowerek nie wiedziałem czym się różni wolnobieg od wielotrybu, czym są grupy osprzętu Shimano i co oznacza napis Tourney na przerzutkach. Mój cały wywiad przed podjęciem decyzji ograniczył się do sprawdzenia co to w ogóle ta firma Kross i ile ten rower kosztował w chwili zakupu w sklepie. Jakoś resztę zagadnień pominąłem, myśląc, że na początek ten rower mi w zupełności wystarczy - w końcu nie planowałem skoków z górek ani podróży dookoła świata. Szybko okazało się, że się myliłem, a na dodatek popełniłem mnóstwo błędów, które jeszcze bardziej skróciły żywotność mojego nabytku. 
Chcesz kupić rower i mieć potem frajdę z jazdy? Poradź się kogoś kto chociaż odróżnia biegi od przerzutek. Czytaj fora, pytaj. Nie kupuj pierwszego roweru, który zobaczysz. 
Głupota 2:
Masakra...tak to ma NIE wyglądać!
Zacząłem jeździć. Lasy, pola, bezdroża - nie ograniczałem się. Oczywiście to były krótkie, maksymalnie 30 km trasy. Szybko łańcuch zaczął mi skrzypieć, hamulce piszczeć. Smarowanie łańcucha? Jak teraz pomyśle jak to wtedy robiłem, to cieszę się, że ten rower kosztował tylko te pół tysiączka. No więc, eee, ten tego... brałem sobie olej, polewałem nim łańcuch i zębatki i w drogę! O matko... Kompletnie nie zdawałem sobie sprawy, jak wygląda dbanie o napęd i jak bardzo wpływa to na jazdę. Oczywiście po takim "dbaniu" nawet rower za dziesięć tysiączków by nie dał rady. Po przejechaniu pewnie z 500 km łańcuch zaczął przeskakiwać uniemożliwiając podjazd nawet pod małą górkę. Już nie wspominając, że te 500 km to była istna mordęga i nie raz, nie dwa zastanawiałem się, co ludzie widzą w tej całej jeździe na rowerze...
Koniec końców, musiałem wymieć cały układ napędowy - korby z wieńcami (bo oczywiście nie dało się w moim rowerku wymienić samych wieńców), tylne zębatki i łańcuch. Awaria ta stała się początkiem mojej długiej drogi ku rowerowej wiedzy.  
Dbanie o napęd roweru to podstawa! Umiejętne smarowanie dobrymi smarami zapewni przyjemność z jazdy i długie życie sprzętu.
Głupota 3:
Słaby rower w wielu przypadkach oznacza także słabe ogumienie. Zawsze mi się wydawało, że moje opony są jakieś takie szerokie i jakoś tak za głośno się toczą po drodze, ale zakup odkładałem na później. Aż wymienić je musiałem. Zebrałem się w sobie, wszedłem na forum rowerowe zaczerpnąć wiedzy...i zdębiałem. Wybrać opony do zwykłego, zdawałoby się, rowerka to rzecz trudna i wymagająca doświadczenia. A wpływ takiej niepozornej opony na jazdę jest ogromny! Po zmianie chińskiego ogumienia na to porządnej firmy rower zyskał na łatwości prowadzenia, przyczepności, ale przede wszystkim stracił ogromne opory toczenia. 
Głupota 4:
Jeździłem coraz częściej i odległości, które pokonywałem stawały się coraz większe. Miałem jednak ogromny problem - strasznie bolała mnie dupa. Ale to tak mnie bolała, że no kurwa ja pierdolę! Kulminację tego bólu przeżyłem na dwudniowej wycieczce z Białym szlakiem cysterskim. Marcinie! Naprawdę Cię przepraszam, że wtedy nie dałem rady i nie udało nam się przejechać tej trasy. Ale ból dupy i nóg był nie zniesienia. W drugi dzień jazdy nie mogłem usiąść na siodełku, już nawet nie wspominając o jeździe po jakiś wertepach. Dupa wołała pomocy i był to krzyk rozpaczliwy. 
Nie zdawałem sobie sprawy z przyczyny. Myślałem, że, po pierwsze, jestem zbyt mało wytrenowany więc świętym prawem tyłka jest odczuwanie bólu, a po drugie, mam po prostu złe siodełko. Oczywiście się myliłem. 
Nie wytrenowana dupa, owszem, pobolewa. Ale nie aż tak, że nie można na niej usiąść! Siodełko także nie było źle dopasowane. Problemem okazało się odpowiednie ustawienie. Nie sądziłem, że zły kąt nachylenia siodełka może mieć takie skutki. Po wyregulowaniu tego kąta problem zniknął, a dupa odetchnęła z ulgą. Tak samo ważne, tym razem dla nóg, jest ustawienie siedziska na odpowiedniej wysokości i w odpowiedniej odległości na linii z pedałami. Dokładne porady jak poprawnie ustawić siodełko można przeczytać np. tu.

Jeszcze kilka uwag...
Oprócz tych czterech błędów, można jeszcze popełnić mnóstwo innych, których część na pewno mi się zdarzyło albo i zdarza. Zmiana biegów pod obciążaniem, jazda na nieodpowiednim przełożeniu skutkująca złą kadencją - to tylko wierzchołek góry lodowej. Dlatego trzeba czytać, czytać i czytać.

Kilka słów na koniec.
Może te głupoty to dla większości osób rzeczy oczywiste. Jednak spotykam ludzi, którzy je popełniają, tak jak ja kiedyś, i święcie wierzą, że to co robią, robią dobrze. Dziwią się mi po co kupuje nowy łańcuch, skoro "Łańcuch ci się wydłużył? weź sobie skróć o kilka ogniw, dziadek tak robił", albo "po co wymieniasz zębatki? To niemożliwe, żeby się zużyły, w moim rowerze mają już 20 lat i działa!".
Więc może komuś jednak te moje ostrzeżenia się przydadzą.











5 komentarzy:

  1. Pamiętam, pamiętam. Na trasie spotkaliśmy starszego Pana, żeby nie powiedzieć dziadka, który na swoim składaku minął nas ze dwa razy... :) Ale suma sumarum, bunkrów nie było, ale jeziorko nad które trafiliśmy zrekompensowało wszystko. pozdro

    OdpowiedzUsuń
  2. Nawet mi tego dziadka nie przypominaj...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aa i on nie miał składaka, tylko jakiegoś trekingowca!

      Usuń
  3. To teraz będziesz takim Kopyrem ino, że o rowerach?

    OdpowiedzUsuń
  4. Już nie chcę być Kopyrem, teraz chcę zostać Koperem

    OdpowiedzUsuń