Dziennik Podróżny

Dziennik Podróżny

poniedziałek, 3 października 2016

Spływ kajakiem to fajna rzecz. Wełną szczególnie.

Kilka słów wstępu.
Wełna
Płynąc rzeką odbiera się otoczenie zupełnie inaczej. Przynajmniej ja mam tak, że kompletnie tracę orientację w terenie. Nie ma znaków, drogowskazów, najczęściej nie widać nic prócz wody i
brzegów. Nie ma dla mnie żadnego odniesienia, nawet czasowego - bo czasem zapierdala się
wiosłami i sunie do przodu jak motorówa, by zaraz za zakrętem utknąć w jakiś szuwarach i ledwo posuwać się naprzód.
Z tego też powodu, cały spływ zlał mi się w jedną całość, a niektóre wydarzenia straciły swoje odpowiednie miejsce w czasie. Tym bardziej, że późno zabrałem się za pisanie. Postawiłem więc sobie darować dokładne przedstawienie nazw geograficznych miejscówek- tylko tam gdzie pamiętam to są. Ostrzegam też, że niektóre wydarzenia i miejsca mogą mieć pomieszaną kolejność. Dlatego też, nie czepiać mi się, że to niemożliwe, ze za jeziorem A jest coś tam, bo tam jest jezioro C itd. 
No. 

czwartek, 3 marca 2016

Rowerowe Rudawy lipiec 2015 cz.1

Od kiedy zacząłem jeździć na rowerze trochę bardziej - znaczy dalej niż do sklepu po bułki - zapragnąłem pojeździć w górach. W zasadzie nie wiem dlaczego, bo jestem cienkim bolkiem i podjazdy kończą się dla mnie w najlepszym wypadku wyciem z bólu i litrami wylanego potu, a w najgorszym zejściem z roweru w połowie. Tak więc po Wielkopolsce płaskiej jak stół jeździ mi się fajnie. Ale trochę znudziły mi się te pola i łąki. Wolę pola i łąki z których rozpościera się widok. Albo WIDOK.
Rok temu byłem dwa dni w okolicach Złotoryi. Trochę krótko, a tyle do zobaczenia. Nie miałem wiec problemu z obraniem celu wycieczki - objazd Pogórza i Gór Kaczawskich oraz Rudaw Janowickich. Górki niskie i w sam raz dla takiego cieniasa.

wtorek, 9 lutego 2016

Kryzys


Jebnął mnie kryzys, niespodziewanie i mocno.
Od ostatniego wpisu minęło pół roku, od ostatniej wycieczki rowerowej trochę mniej (24 października!), ale i tak jest źle. A nawet kurewsko źle.
Palę, żre i tyje (trochę). No i się nie ruszam prawie wcale.
Co prawda od ostatniego wpisu byłem parę razy w górach, zaliczyłem też kilkudniową rowerową wycieczkę do Rudawach Janowickich (ciągle nie mogę się zebrać, żeby to opisać), ale to nie zmienia mojej ogólnej złej kondycji. Osłabłem, sflaczałem, zdziadziałem. Dno i metr mułu.
Muszę ruszyć dupę, bo inaczej zginę marnie. Byle do pierwszych ciepłych dni przetrzymać...