Wstęp dla przypadkowego czytelnika.
W zasadzie wycieczka ta nie zasługuje na opisanie, skoro jednak blog ten ma charakter głównie prywatny i na razie nie planuje ujawniać się dla szerszej gawiedzi (kto znajdzie - jego sprawa), to nie mam oporów przed zamieszczeniem tekstu, który ma służyć głównie moim potrzebom kronikarskim.
Zimy tej zimy brak.
Czekam na śniegi, żeby móc pójść na łąki i zobaczyć je przykryte tym białym cudem. Niestety, piękną jesień mamy tej zimy (niech jednak nikogo nie zmylą gadki o globalnym ociepleniu - zima roku pańskiego 1990 wyglądała podobnie - wiem, bo oglądam sobie na TVP Historia archiwalne Dzienniki Telewizyjne/Wiadomości z pogodą i informacjami sportowymi - polecam, mniej się człowiek denerwuje niż przy oglądaniu newsów).
Ale ile można czekać na ten śnieg? I po co, skoro przyjemnie jest na łąkach zawsze i o każdej porze. No to wybrałem się na spacerek z Zagórowa do Wrąbczynkowskich Holendrów.